sobota, 3 grudnia 2011

Analfabetyzm biblijny

Czasem oglądam jakieś turnieje wiedzy np. "1 z 10", choć niestety ambitnych programów tego typu coraz mniej i z przerażeniem stwierdzam, że poziom wiedzy z zakresu Biblii jest zatrważający. I myślę sobie: " przecież ci ludzie uczestniczyli w katechezie, niektórzy nawet 12 lat. Dlaczego zatem katechizacja jest taka nieskuteczna"?


 Zresztą podobnie jest, gdy usiłuję z uczniami przypomnieć wiadomości dotyczące wybranych postaci biblijnych.  Co roku "przewijają się" te same postacie (niektóre nawet kilka razy w roku przy różnych tematach): Adam i Ewa, Abraham, Mojżesz, Józef egipski, Jonasz itp., a dzieci nie kojarzą osób, faktów, miejsc. Nie lepiej jest z wydarzeniami z życia Pana Jezusa. Ciekawa jestem czy były jakieś rzetelne badania dotyczące znajomości tych tematów, a przede wszystkim próby odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak się dzieje? Już słyszę odpowiedzi, że laicyzacja itp. Ale z perspektywy katechety z 20 letnim stażem zastanawiam się czy, aby model współczesnej katechezy jest właściwy? Nie jestem dydaktykiem, ani biblistą, ale model katechezy integralnej nie wydaje mi się dobry w odniesieniu do dzieci ze szkoły podstawowej. W ciągu jednostki lekcyjnej dziecko musi przyswoić wiedzę z różnych działów teologii, a efekt końcowy jest taki, że nic nie przyswoiło. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że ta wiedza z każdej dziedziny np. liturgiki, biblii, sakramentologii, eklezjologii, ekumenizmu itp. jest nie pogłębiona, ale jedynie przewija się przez wszystkie lata katechizacji. To jest zbyt obszerny temat jak na jeden post. Ale może wrócę do postaci biblijnych np. Mojżesz w jednym z podręczników do religii pojawia się 5 razy. Jego historia przedstawiona jest zupełnie niechronologicznie, ale jako ilustracja poszczególnych tematów, stąd dzieci nie potrafią skojarzyć, że to jest ta sama osoba której objawił się Bóg, która wyprowadziła naród wybrany z niewoli egipskiej, za pośrednictwem której Bóg zawarł przymierze.  Historia Mojżesza ani razu nie jest przedstawiona od początku do końca. Dorosły by się zagubił, a co dopiero dziecko. Jedną z zasad interpretacji biblijnej jest nie wyrywanie z kontekstu, bo wtedy zniekształca się orędzie biblijne. Myślę, że to samo dotyczy postaci biblijnych. Nie można wyrywać jakiegoś wydarzenia z życia postaci biblijnej, bo akurat to nam pasuje do tematu. Może jestem w błędzie? Co na to bibliści? Czy biorą oni udział w tworzeniu programów, podręczników katechetycznych? No dosyć już tego biadolenia. Co można zrobić? Ja od jakiegoś czasu opowiadam dzieciom w całości historię postaci biblijnych przewidzianych w programie nauczania. Potem wspólnie z dziećmi opowiadamy te historie. Tak samo jest jeżeli chodzi o wydarzenia z życia Pana Jezusa. Odkryłam też wartościowe słuchowiska biblijne, ale o nich może kiedy indziej.  Co roku  organizujemy w szkole konkursy biblijne.  Dzieci bardzo chętnie biorą w nich udział. Cieszy też fakt, że są również takie konkursy na poziomie diecezji. Organizowane są one we współpracy z Instytutem Nauk Biblijnych KUL i Dziełem Biblijnym. Moi uczniowie w takim konkursie w ubiegłym roku zajęli I miejsce.  Niestety w tym roku nie będzie tego konkursu, gdyż siostra, która się tym zajmowała została przeniesiona w inne miejsce.


8 komentarzy:

  1. Polecam artykuł "Jak przełamać biblijny analfabetyzm", na stronie:
    http://www.ifl-polska.pl/artykuly/3-biblijny-analfabetyzm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem autor artykułu raczej stawia retoryczne pytanie, a nie stara się rzetelnie na nie odpowiedzieć. Poza tym opinia, że wielu ludzi żyje w przekonaniu jakoby czytanie Biblii prowadziło do utraty zmysłów, jest naprawdę wielką przesadą. A jeszcze obarczanie takim stanem rzeczy jezuitów, którzy mają wielkie zasługi w pogłębionym czytaniu Biblii jest naprawdę kompletną nieznajomością tematu. Mimo słabej znajomości Biblii wśród wiernych kościoła katolickiego, którego jestem członkiem dostrzegam bardzo udane próby edukacji tychże. Myślę tu chociażby o wspaniałych działaniach Dzieła Biblijnego: Szkoły Słowa Bożego niemalże w każdym mieście, Kursy formacji biblijnej np. na KUL, Telewizyjny Uniwersytet Biblijny dostępny w całości na stronie www,biblista.pl, a poza tym Szkoła Formacji Duchowej, Ruch Światło - Życie, neokatechumenat i wiele innych. Możliwości jest wiele, wielu jest też tych którzy już formują się i żyją Słowem Życia, ale potrzeba nam miłości i wierności Panu, który objawia się nam w Swoim Słowie, przemienia nas i oczyszcza. Potrzeba nam również wspólnego działania wszystkich chrześcijan, aby świat uwierzył i został zbawiony.

      Usuń
    2. Problem wydaje się o wiele mi się o wiele głębszy. Ów analfabetyzm funkcjonalny rozciąga się na wiele dziedzin, w których potrzebna jest po prostu wiedza. Dzisiejsza szkoła zaś, z założenia, ma być lekka i przyjemna, a społeczeństwo składać się z ludzi, z których każdy ma swoje zdanie. Na to nakłada się lewicowe pojęcie prawdy - nie ma absolutnej prawdy. Jakie są efekty widzimy na co dzień. Podstawy programowe przedmiotów obniżają poziom wiedzy, kładąc nacisk na sprawność i „bylejakość”. Postuluje się samodzielne myślenie zapominając o tym, że nie osiągnie się go bez solidnej wiedzy, bez wielogodzinnego mocowania się z tekstami, które są trudne i wymagają nieustannego przekraczania swojej niewiedzy.
      W nauczaniu religii, wierze, znajomości Biblii podobnie. Liczy się przeżycie, cele pragmatyczne, co na początku wydaje się dobre, ale na „dłuższą metę” przynosi znajomy efekt: „nie wiedziałem”, „i bez tego mogę się zbawić”, „Pan Bóg mnie kocha” itp. Powtarzają się zatem sytuacje, gdy człowiek pobożny, zaangażowany w pracę w konkretnej parafii stwierdza: „tyle lat żyję, ale dopiero w wieku 63 dowiedziałem się co to jest kanon biblijny”. Jeżeli spokojnie popatrzymy na taki stan, stwierdzimy nic się nie stało. Skoro jednak mamy być ludźmi dążącymi do Prawdy (Chrystus jest Prawdą) obowiązek pogłębiania wiedzy religijnej (także biblijnej) jest nieodzowny. Gdy nie zmienimy naszego podejścia do wiedzy religijnej młodzi analfabeci religijni funkcjonalni będą zakładać rodziny, a potem rodzić dzieci i wychowywać kolejne rzesze analfabetów. Potomkowie analfabetów będą forpocztą różnej maści ideologów głoszących wartości sprzeczne z chrześcijańskimi. Już teraz w gimnazjach i liceach katecheta lub nauczyciel podejmując trudne tematy moralne, od samego początku musi bronić nauczania katolickiego w klasie, gdzie niemal 100 % dzieci i młodzieży jest ochrzczonych.

      Usuń
  2. Witam Drogą Koleżankę,
    Ciekawy temat, nurtujące pytania i chyba każdy ma na nie swoją odpowiedz. Dla mnie: po pierwsze:
    -ludzie, rodziny, w tym dzieci nie żyją wydarzeniami biblijnymi (święta), dlatego wszystko mylą i mieszają, ba! nie mają wiedzy...
    Po drugie: na katechezie winien być podział na grupy, wówczas można dogłębnie wszystko wytlumaczyć, odpowiedzieć na pytania, skorzystać z różnych form przekazu, pochylić się nad każdym dzieckiem, zdozumieć jego tok myślenia.
    Po trzecie: brakuje świadków, ludzie patrzą i nie widzą chrześcijan, dzieci patrzą i widzą, że dorośli kłamią, i nic czego się nauczyły nie zgadza się z rzeczywistością. Dlaczego więc mialyby żyć według Ewangelii?
    Po czwarte: powtarzające się tematy na różnych poziomach nauczania, wyrwane z kontekstu opowiści nie sprzyjają pogłębieniu wiedzy biblijnej.
    Po piąte i ostatnie: życie codzienne jest tak dalekie od katechezy, że po basenie, nauce języków obcych, gry w szachy, informatyce, balecie etc nikt już nie ma czasu ani chęci by zadać sobie podstawowe pytanie: po co żyję? Bo życie to czas podarowny nam od Boga, szkoda że tak pózno to odkrywamy. Serdecznie pozdrawiam!
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za głos w dyskusji. Myślę, że ludzie nie sięgają po Biblię, bo traktują ją jak coś bardzo dalekiego od życia. Historię, która przeminęła i nie warto do niej wracać. Jest tyle ciekawszych propozycji, które niesie świat: chociażby, wspomniany balet czy języki obce-bardziej przydatne życiowo. Krótko mówiąc brak wiary w to, że Słowo Boże jest żywe i skuteczne również dziś. Jest ono najbardziej wiarygodnym słowem w dziejach świata, bo jest Słowem Boga, który jest niezmienny w swojej miłości. Jest ono również najbardziej życiowe tzn. użyteczne ze wszystkiego co jest tu na ziemi, bo "daje życie wieczne". Może to my nie potrafimy tego "sprzedać" Po prostu brak jest autentycznych świadków Słowa, których serce " pała, gdy Jezus do nas mówi i pisma nam wyjaśnia." Brak nam miłości i pasji w odkrywaniu, go wciąż na nowo, dlatego nie potrafimy innych tą miłością i pasją zarazić?

      Usuń
  3. Moim skromnym zdaniem problem kryje się w metodzie nauczania. Katecheza różni się zasadniczo od innych przedmiotów takich jak matematyka, fizyka czy chemia. Nie jest ani przedmiotem apriorycznym ani empirycznym. Jakiś postęp w tej matrii dokonuje się, widać to na przykładzie podręczników do religi. Jak sięgnę pamięcią wstecz to przypominam sobie jak toporne to były podręczniki, a szczególnie dla dzieci młodszych. Zastanawialem się czy ktoś z ekipy wydawniczej konsultował treść i formę z np. psychologiem rozwojowym, który mógłby być pomocny w ocenie, czy dane treści są dla dzieci w pewnym wieku zrozumiałe? A jeśli nawet katecheta ma dobre chęci i widzi pewne błędy to i tak jest ograniczony sztywnymi ramami i podstawą programową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem? Im dłużej uczę i poznaję różne metody nauczania tym bardziej jestem przekonana, że w nauczaniu katechezy bardziej jednak chodzi o to czego nauczamy czyli o treść, a nie metody. Często są to treści bardzo spłycone i uproszczone, dlatego w późniejszym nauczaniu religii trudno jest przejść na głębszy poziom nauczania. Owszem ważne jest to, żeby mówić do dzieci językiem zrozumiałym, ale nie infantylnym. Moim zdaniem niektórzy, aż za bardzo starają się wszystko do końca wytłumaczyć, a sprawy wiary nie zawsze dają się ująć we właściwe słowa, czy rozrysować. Niektóre pomoce do nauczania religii wdrukowują w umysły dzieci fałszywy obraz rzeczywistości. A co do starych, topornych podręczników wolałabym te toporne niż te, w których straszy Pan Jezus z twarzą z japońskich bajek. A podstawa, to jak sama nazwa wskazuje tylko podstawa, więc nikt nam nie zabrania nauczać więcej, głębiej. Chyba najlepszy sposób na dzisiejsze czasy to tajne nauczanie. :)

      Usuń
  4. Dziękuję za pogłębioną analizę zjawiska analfabetyzmu nie tylko biblijnego. Problem ten nadaje się na jakąś pracę naukową. Wydaje mi się, że Kościół zbyt łatwo zrezygnował z nauczania katechizmu, solidnej wiedzy, na rzecz osobistych przeżyć, praktyk, samodzielnego myślenia. Ciekawa jestem czy ludzie spowiadają się z "bylejakości" i tego, że nie pogłębiają swojej wiedzy religijnej? Śmiem przypuszczać, że nie, bo nikt im tego nie powiedział, że z tego też trzeba by się spowiadać, bo przecież to jest poważne zaniedbanie, jeśli katolik nigdy nie miał w rękach Katechizmu Kościoła Katolickiego czy Biblii. Może by czasem księża np. podczas spowiedzi o tym przypominali? Bardzo mi się podoba określenie analfabetyzm funkcjonalny. Czy ma ono swoje źródło w jakiejś fachowej literaturze, czy jest pomysłem autora tego komentarza?

    OdpowiedzUsuń